Medytacja - efekty po pierwszym miesiącu
Ostatnio napisałam o tym, co i jak zmieniało się u mnie w trakcie pierwszego miesiąca mojej medytacji. Chciałabym jednak ugryźć ten temat od trochę innej strony i przedstawić bardziej usystematyzowane podsumowanie.
1. Czas mojej medytacji wydłużył się
To naprawdę fascynujące. Na początku 5 minut siedzenia w ciszy wydawało się trudne, jak wejście na Mount Everest (no dobra, trochę przesadzam ;)). Jednak powoli - nie z dnia na dzień, tylko bardziej z tygodnia na tydzień - zaczęły dochodzić kolejne minuty "nie robienia niczego" - a te pierwsze chwile przestały być tak bardzo trudne, jak na początku.
Na ten moment nie zdarzyło mi się przekroczyć 15 minut.
2. Zmieniło się moje podejście
Pierwsze dni mojej medytacji to było eksperymentowanie. Wracałam do domu po pracy i sama siebie musiałam "namówić", żeby usiąść i zacząć koncentrować się na oddychaniu. Trochę na zasadzie "chciałaś, to masz" - czyli musiałam sobie świadomie przypomnieć, że parę dni wcześniej postanowiłam codziennie medytować.
Teraz, gdy zaczęłam czuć efekty medytowania, z dużo większą chęcią je praktykuję. Utworzyłam sobie nawyk i jest to pierwsza rzecz, jaką robię codziennie po powrocie do domu. Z radością obserwuję, jak uspokaja się mój oddech i rozluźniają mięśnie, oraz z ciekawością przyglądam się, w jakim kierunku podążają moje myśli.
3. Przestałam włączać minutnik
Przez pierwsze 2-3 tygodnie używałam minutnika. Nastawiałam go na początku na 5, później na 10, a w końcu na 15 minut. Zupełnie nie wiedziałam, jak będzie płynąć mój czas podczas medytowania - i bywało bardzo różnie. Najczęściej po prostu ciężko było mi wytrzymać założoną ilość czasu.
Odkąd czas moich praktyk wydłużył się do ponad 10 minut, stwierdziłam, że minutnik nie jest mi już potrzebny. Nadal zerkam czasem w trakcie medytacji na zegar, ale pozbyłam się napięcia że "o Jezu dopiero 2 minuty a ja już nie mogę wysiedzieć".
4. Zmieniły się moje odczucia w trakcie medytacji
To ciekawe, ale mam wrażenie, że moje pierwsze próby medytacyjne to był niesamowity chaos. Euforia, kiedy przez chwilę udało się utrzymać koncentrację na oddechu, i złość, kiedy umysł uciekał za galopującymi myślami. Teraz jestem dużo spokojniejsza - trochę już zaczynam dostrzegać, jak to u mnie działa oraz nauczyłam się tolerować te niespodziewane myślowe wycieczki. Wydaje mi się (z resztą, to chyba pewne), że są one niezbędnym elementem nauki medytacji - wszak rzadko kiedy jest tak, że od razu coś nam się na 100% udaje (wręcz przeciwnie - częściej trzeba włożyć dużo pracy, żeby nabyć jakieś nowe umiejętności).
5. Zmienił się sposób samego medytowania
Przestałam liczyć do dziesięciu i dalej, bo paradoksalnie zaczęło mnie to rozpraszać - zaczęłam się sama ze sobą ścigać o to, do jakiej liczby dojdę w koncentracji na oddechu, bez uciekania myślami. Najśmieszniejsze jest to, że w którymś momencie zaczęłam sama siebie oszukiwać "to była tylko jedna malutka myśl, ale nie rozproszyłam się całkowicie, więc się nie liczy!" - haha :D
Tak więc teraz odliczam do dwóch - albo na zasadzie 1-wdech 2-wydech, albo 1-wdech 1-wydech 2-wdech 2 -wydech.
6. Poprawia się moja świadomość ciała na co dzień
Właściwie, to może bardziej powinnam napisać, że w ogóle się pojawia. W każdym razie jest to bardzo ciekawe zjawisko i mam nadzieję, że trwałe, a nie przejściowe. Chodzi mianowicie o to, że zaczęły przytrafiać mi się momenty, w których uświadamiam sobie postawę swojego ciała. Mam od dziecka ogromny problem z garbieniem się - i takie nagłe odczucie przygarbienia np. podczas zmywania naczyń sprawia, że automatycznie się prostuję.
Zdarzyła mi się też jedna sytuacja, kiedy podczas stresującego momentu w pracy nagle "przypomniałam" sobie o medytacji i o tym gdzie jestem, co robię, i po co to robię. Jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, było to coś jak "osadzenie się" w rzeczywistości - uświadomienie sobie, co się dzieje tu i teraz - bez nadmiernego "nakręcania się" w stresującym momencie. Bardzo pomogło mi to uspokoić się w tamtej chwili.
7. Mam wrażenie, że wzrasta poziom mojej energii i chęci do działania
To jest najbardziej subiektywny punkt w całym zestawieniu. Nie mam pewności, na ile wydarzenia z ostatnich tygodni są powiązane z medytacją, a na ile są efektem innych czynników (związanych z urlopem świątecznym, postanowieniami noworocznymi, zmianami w pracy, etc.) - a może to po prostu efekt placebo? Nie mogę jednak nie zauważyć, że poziom mojej energii życiowej jest wyraźnie wyższy, niż podczas poprzednich kilku miesięcy.
Generalnie: chce mi się. Raz, że w pracy z mniejszym oporem zabieram się za trudne zadania... a dwa, że mam więcej chęci do działania tak na co dzień. Co prawda w dni robocze czasu na dodatkowe atrakcje jest stosunkowo niewiele, ale za to w weekendy - i to jest chyba jakaś magia - czuję się tak, że chcę wszystkiego się dowiedzieć, wszystkiego nauczyć, czytać, oglądać, poznawać nowe rzeczy (tylko czemu mam na to tak mało czasu?)! No i w mojej głowie pojawiła się masa pomysłów, a co więcej - również sposobów na ich realizację. Jest to dla mnie o tyle ciekawe, że wielokrotnie przeżywałam w wolne dni taki absolutny "zjazd" po całym ciężkim tygodniu, że już nie miałam na nic siły - chciałam tylko leżeć i odpoczywać.
Podsumowanie
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ten podniesiony entuzjazm i spisane przeze mnie pozytywne konsekwencje mojego medytowania mogą być tylko chwilowym efektem zachłyśnięcia się nową aktywnością. Być może z czasem, kiedy medytacja mi spowszednieje, wszystko wróci do stanu sprzed kilku miesięcy. Jednak jeśli ten blog ma być swego rodzaju dokumentem - czuję się w obowiązku opisać wszystko, co na dany moment wydaje mi się ważne i związane z medytowaniem.
Ciekawa jestem, jak to wygląda u innych ludzi na początku! Jeśli też masz ochotę zacząć medytować, lub już zacząłeś/zaczęłaś - będzie mi przemiło, jeśli podzielisz się swoją refleksją mailowo lub w komentarzu :)
Komentarze
Prześlij komentarz