Medytacja - moje spostrzeżenia po dwóch miesiącach
Minęły dwa miesiące odkąd zaczęłam regularnie medytować...
Pierwsze stwierdzenie, które mi się nasuwa po tym czasie, brzmi: medytowanie wcale nie stało się łatwiejsze. Dzień po dniu nadal dociera do mnie, że w medytacji nie chodzi tylko o siedzenie w ciszy. Trzeba jeszcze skupić całą swoją uwagę i skierować ją tam, gdzie chcemy - a to wcale nie wydaje mi się prostsze po tych kilku tygodniach. Wręcz przeciwnie - czasem mam wrażenie, że jestem tak zadowolona z siebie, że codziennie medytuję, że podświadomie odpuszczam wysiłek z tym związany i pozwalam sobie na odpływanie myślami częściej, niż to miało miejsce na samym początku.
Druga sprawa: nie liczy się ilość, ale jakość. Ostatnio moje próby medytacji wydłużyły się do 20-30 minut - ale nie potrafię stwierdzić, ile z tego czasu rzeczywiście przeznaczam na koncentrację na oddechu (a jak często "odpływam"). W świetle tego, co napisałam powyżej, wydaje się, że dekoncentruję się tak samo często, jak na początku - jednak podejmuję więcej prób powrotu do skupienia się na oddechu.
Poza tym, że staram się medytować coraz dłużej, medytuję też częściej - więcej, niż 1 raz w ciągu dnia. Na początku miałam zamysł, żeby medytować każdego popołudnia po pracy - dzięki czemu miałam nadzieję się wyciszać i
bezstresowo
spędzać wieczory. Jednak kiedy zaobserwowałam, że dzięki medytacji generalnie jestem bardziej spokojna (przez cały dzień), postanowiłam wprowadzić krótkie, dosłownie pięciominutowe sesje medytacyjne także rano - z nadzieją, że dzięki nim jeszcze lepiej będę radzić sobie ze stresem w ciągu dnia w pracy.
I rzeczywiście jestem spokojniejsza. Ostatni miesiąc był dla mnie bardzo trudny, ze względu na ogromną ilość pracy. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły, ale zważywszy na to, że przez ostatnie trzy tygodnie niemal codziennie pracowałam po godzinach - to naprawdę moje opanowanie i koncentracja utrzymały się na bardzo wysokim poziomie. Nie żebym od razu stała się "oazą spokoju" - jednak dużo łatwiej niż do tej pory udawało mi się przynajmniej zachowywać pozory ;)
Wracając do częstszych medytacji - zdarzało mi się również medytować tuż przed zaśnięciem (na leżąco). Myślę, że jeśli masz kłopoty z zasypianiem, to warto spróbować - chociaż nie wypowiem się o skuteczności, ponieważ należę do tych szczęśliwców, którzy nigdy nie cierpieli na bezsenność :)
Ogólnie rzecz biorąc, przez ostatnie kilka tygodni bardzo polubiłam moje codzienne medytacje. Wracam do domu i cieszę się na myśl, że zaraz spróbuję się wyciszyć i odsunąć troszeczkę od codziennego chaosu myśli. Medytacja przestała być dla mnie eksperymentem, a stała się codziennością - i czując jej subtelny wpływ, zamierzam kontynuować...
Jeśli jesteś ciekaw/a, jak zmieniało się moje podejście do medytacji w ciągu ostatnich kilku tygodni, zobacz też wpisy: Medytacja - efekty po pierwszym miesiącu, oraz Pierwszy miesiąc medytacji - co się zmieniło? A ja jeszcze dodam, w celach archiwizacyjnych, że wróciłam do korzystania z minutnika i znowu liczę oddechy (ale nie dalej, niż do dziesięciu). I jestem bardzo ciekawa, jakie będą moje dalsze wrażenia :)
Regularnie medytuje już około miesiąc i mam bardzo podobne spostrzeżenia. Nie jest łatwiej i niestety w dalszym ciągu ciężko mi uspokoić myśli napływające do głowy i przede wszystkim trudno mi ich nie oceniać. Mam jednak nadzieję, że z biegiem czasu uda się w końcu całkowicie wyłączyć, chociaż na 5 minut, czego też Tobie życzę! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Chyba najważniejsze, to się nie poddawać i pamiętać, że trening czyni mistrza ;) Trzymam za Ciebie kciuki!
OdpowiedzUsuń