Kryzys. Jak medytuję teraz?

Fajnie byłoby pisać wyłącznie o dobrych i wzniosłych przeżyciach... Jednak powiedzenie "raz na wozie, raz pod wozem" dotyczy każdej dziedziny życia - również medytacji.

Medytuję już trochę ponad pół roku, a wraz z końcem kwietnia ukończyłam kurs Mindfulness - MBSR. Początkowo zachłysnęłam się tą "nowością" w moim życiu. Medytowałam sumiennie niemal co dzień i nie mogłam doczekać się wspomnianego kursu. W trakcie jego trwania poznawałam nowe techniki medytacyjne i z tygodnia na tydzień oczekiwałam na kolejne zajęcia, aby dowiedzieć się jeszcze więcej. Oczywiście raz bywało lepiej, a raz gorzej, jednak prawdziwy kryzys nadszedł wkrótce po zakończeniu "szkolenia". 

Jeśli czytaliście mój wpis pt. "Był kurs, nie ma kursu. Skończyło się. I gdzie te fajerwerki?" - to wiecie, że w pierwszej chwili po zakończeniu zajęć poczułam się rozczarowana. Wydawało mi się, że coś wyjątkowego powinno się "zadziać" - a tymczasem moje życie w trakcie kursu i tuż po jego zakończeniu było dla mnie niemal tak samo zwyczajne, jak przed jego rozpoczęciem. I niestety to poczucie niezadowolenia przerodziło się w zniechęcenie, a wkrótce też w kompletny brak motywacji.

I tak, pewnego dnia, dopadła mnie totalna medytacyjna niemoc. Nie byłam w stanie skoncentrować się ani przez sekundę. Siedziałam i błądziłam myślami, zamiast skupić się na oddechu. Zupełnie nie miałam ochoty wkładać w medytację ani odrobiny wysiłku - wręcz miałam poczucie całkowitego bezsensu wszystkich medytacyjnych praktyk. Taki stan trwał dość długo, w sumie jakieś kilka tygodni. Jednak mimo to siadałam i próbowałam każdego dnia na nowo...

Poza kolejnymi próbami, starałam się przypominać sobie moje pierwsze medytacyjne doświadczenia. Wszak już po miesiącu medytacji zaczęłam pisać tego bloga, bo stwierdziłam, że "coś w tym jest" - i że warto to odnotować. Poza tym w międzyczasie trochę poczytałam i posłuchałam o korzystnych efektach regularnej medytacji. Skąd więc to moje poczucie bezsensu? Nie mam pewności... najprawdopodobniej po prostu wpadłam w sidła zbyt wygórowanych oczekiwań odnośnie kursu MBSR.

W każdym razie, z radością donoszę, że zniechęcenie minęło. Medytuję codziennie i jest to mój czas dla siebie, na przyjrzenie się sobie i "złapanie oddechu". Mam wrażenie, że dzięki medytacji więcej jest w moim życiu miejsca dla mnie samej. 

Dodatkowo w moim planie dnia medytacja znajduje się tuż po zakończeniu pracy, co pomaga mi naturalnie oddzielić "bycie w pracy" od "bycia w domu" (obecnie nadal pracuję zdalnie, więc takie "odcięcie" jest bardzo przydatne).

Pamiętacie jak pisałam o medytacji siedzącej w treningu uważności? Obecnie staram się medytować około 20-30 minut dziennie, posługując się właśnie tamtym schematem, jednak nie łączę wszystkich części w jednej praktyce, lecz każdego dnia koncentruję się na innym aspekcie. Czyli:

poniedziałek - medytacja z oddechem
wtorek - świadomość odczuć płynących z ciała
środa - koncentracja na dźwiękach dochodzących z zewnątrz
czwartek - obserwacja własnych myśli i emocji
piątek - "świadomość nierozróżniająca"

Jeśli danego dnia mam kłopot z utrzymaniem uwagi na zaplanowanym odczuciu (a dzieje się tak bardzo często), wracam wtedy do podstawowej medytacji, jaką jest dla mnie koncentracja na oddechu. Jest to pierwszy rodzaj medytacji, jaki zaczęłam stosować - i najbardziej przeze mnie lubiany.

Dodatkowo staram się w soboty praktykować skanowanie ciała, a w niedziele medytację chodzoną - choć zdarza mi się o tym zapominać i nie medytować w weekendy w ogóle. Zdecydowanie łatwiej jest mi to robić w dni robocze, gdyż siadanie do medytacji tuż po zakończeniu pracy stało się już moim nawykiem! :)

Jeśli chodzi o jogę, to nadal robię rano kilka bardzo podstawowych asan (na zasadzie porannego "rozruchu"), jednak nie mam motywacji, aby bardziej zagłębiać się w tą praktykę. 

Poza tym mam też kłopot z utrzymaniem uważności w ciągu dnia - zazwyczaj kompletnie zapominam o tym, że miałam być uważna! Ciekawe, czy to jest w ogóle możliwe, żeby rzeczywiście żyć w pełni "świadomie"? 

Jak myślisz? :-)

Komentarze

  1. Przede wszystkim - brawo za niezaprzestanie wysiłku! :) Czymże byłoby życie bez kryzysów! ;) Wygląda też na to, że dzięki temu zmieniłaś nieco sposób praktykowania? Ten tygodniowy plan wygląda ciekawie!
    Odpowiadając na Twoje pytanie, wydaje się, że "świadome życie" jest możliwe, jeśli założymy, że ta świadomość płynie z naszych przemyślanych wyborów - tych małych, codziennych i tych większych, wprowadzających duże zmiany. Choć to pewnie tylko część odpowiedzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Dziękuję :D Tak, sposób medytacji u mnie regularnie się zmienia, bo próbuję go jakoś do siebie dostosowywać - a w dodatku ciągle uczę się czegoś nowego, co wpływa na całokształt mojej praktyki :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ćwiczenie uważności w ruchu